Hiszpania – Abruzja – Viva La Pescara!
Tegoroczne lato, jeżeli w ogóle można nazwać latem te zimne dni nad Bałtykiem, nie rozpieszczało nas słońcem. Jedyna nadzieja jaką miałam na poprawienie koloru karnacji, to planowany podczas urlopu wyjazd do Włoch. Właściwie, to tak do końca nie był urlop, gdyż wiązał się z pracą, jednakże inną niż tą wykonywaną na co dzień, bo artystyczną. Poza zamiłowaniem do koni i jeździectwa, moją pasją jest także śpiewanie. Co roku wraz z Chórem Akademii Morskiej z Gdyni, do którego należę, odbywamy tournée po Europie. Byliśmy już w Niemczech, Francji, Hiszpanii. W tym roku zostaliśmy zaproszeni przez Di Coro Polifonico di Pescara do Włoch 🙂 Regionem naszego koncertowania była Abruzja. Stacjonowaliśmy w przepięknie położonym nadmorskim mieście Pescara w hotelu Salus. Od plaży dzieliła nas tylko ulica. Widok Adriatyku, jego jakże odmienny kolor niż nasze morze, wprawił wszystkich w zachwyt.
Pierwszy dzień powitał nas deszczem i chłodnym wiatrem, co było dla nas niemiłym zaskoczeniem. Przed przyjazdem nasi włoscy gospodarze zapewniali o upałach i przypominali o zabraniu strojów kąpielowych. Gro naszych ubrań stanowiły koszulki na ramiączkach, krótkie spodenki, sukieneczki i klapki. Trzeba przyznać, że większość z nas obawiała się, że z pięknej włoskiej pogody nici, a z ciepłych ubrań, to tylko te w których przyjechaliśmy z Polski 😛 Sami Włosi byli zdziwieni, bo podobno dzień wcześniej temperatura przekraczała 35°C. Trochę zziębnięci i ciut niewyspani po podróży zwiedzaliśmy miasto, muzeum „Ludzie d’Abruzzo”, spacerowaliśmy po „Moście morza” oraz obejrzeliśmy muzeum sztuki współczesnej. Po powrocie do hotelu, część chórzystów nie mogła się oprzeć Adriatykowi i mimo chłodu i wiatru, poszli się kąpać. Woda okazała się cudownie ciepła (ja odważyłam się tylko na pomoczenie nóg), gorzej było z niej wychodzić.
Następnego dnia nie mieliśmy już luzu, całe szczęście pogoda się poprawiła i w końcu można było ubrać letnie ciuszki 🙂 Udaliśmy się do miejscowości Civitella del Tronto, gdzie mieliśmy koncert. Podróż trwała ok. 2h i przez szybę autokaru, mogliśmy podziwiać niesamowite widoki Abruzji – góry i morze. Krętymi drogami jechaliśmy coraz wyżej i wyżej. Na miejscu przywitała nas Polka – Iza, która wyszła za mąż za Włocha i mieszka w Civitella del Tronto. Wraz z nią jako tłumaczem oraz z przewodnikiem zwiedziliśmy miasto i fortecę. Niesamowite jak spokojnie i na luzie żyją tam ludzie, mieliśmy wrażenie jakby dla nich czas nie istniał. Niestety nas czas trochę gonił i pierwszy koncert na włoskiej ziemi zbliżał się wielkimi krokami.
Szybkie rozśpiewanie w zabytkowej kaplicy w twierdzy i byliśmy gotowi do występu, który odbył się w Kościele S. Francesco, czyli św. Franciszka. Po koncercie zostaliśmy zaproszeni do restauracji, w której zjedliśmy prawdziwą włoską pizzę. Mmmm….. Niebo w gębie, pyszności, coś niesamowitego. Większość z nas nigdy nie jadła tak wyśmienitej pizzy. Zupełnie inna niż te serwowane w Polsce, wszystko świeżutkie i pachnące. Dodanie jakiegokolwiek sosu, czy ketchupu, było by pogwałceniem smaku.
Kolejny włoski dzień przywitał już nas mocnym słońcem. Korzystając z wolnego przedpołudnia cześć z nas udała się po pamiątki, inni na plażę. „Szef” kategorycznie zabraniał długich kąpieli i leżenia plackiem na słońcu, więc musieliśmy umiarkowanie dawkować sobie plażowanie. Z resztą i tak nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo czekał nas wyjazd do miasta Chieti, na drugi nasz koncert. Udaliśmy się tam autobusem komunikacji miejskiej, który niewiele różnił się od naszych niskopodłogowców. Przed koncertem mieliśmy chwilę czasu by pozwiedzać miasto. Zobaczyliśmy m.in. Teatr Marrucino, który kiedyś był kościołem, szkoda że na jego deskach nie mogliśmy koncertować.
Nazajutrz w planach była wycieczka w góry, jednak prognozy nie były optymistyczne więc od organizatorów padła propozycja wyjazdu do Rzymu lub Lanciano. Kto nie był w Rzymie miał niepowtarzalną okazję by się tam wybrać. Nie można było nie skorzystać z takiej szansy. Zbiórka 6 rano, 2,5h jazdy autokarem rejsowym i byliśmy w Rzymie! Grupa rzymska liczyła zaledwie 6 osób + przewodnik, ale zaowocowało to szybkim i sprawnym zwiedzaniem. Reszta chóru udała się do Lanciano. Z Rzymu wróciliśmy późnym wieczorem, zmęczeni ale w pełni usatysfakcjonowani. Całe szczęście przedpołudnie następnego dnia mieliśmy luźniejsze i można było trochę odpocząć na plaży. Wieczorem koncertowaliśmy w pobliskiej miejscowości Francavilla al mare.
Ostatni dzień pobytu choć piękny i słoneczny, był przygnębiający. Myśl o zbliżającym się powrocie do kraju nie napawała nas optymizmem. Finałowy koncert odbył się w Kościele S.Pietro w Pescarze. Podczas koncertu wykonaliśmy utwór „Oczche Nasz” wspólnie z chórem Polifonico di Pescara, co było niesamowitym i wzruszającym doznaniem. Następnie zostaliśmy zaproszeni na pożegnalny bankiet, na którym wspólnie śpiewaliśmy i tańcowaliśmy.
Pobyt we Włoszech był wspaniałym przeżyciem, szczególnie dla tych, którzy po raz pierwszy tu zagościli. Przyjaźnie nastawieni Włosi, pełni wigoru i optymizmu, Abruzja urzekająca morzem i górami, Pescara wspaniały kurort nad Adriatykiem, no i Rzym…. Ach będziemy za tym tęsknić.
Arrivederci Roma, arrivederci Pescara, arrivederci Italia…..
A.S
Komentarze