Wypoczynek

Sylwestrowa wyprawa na Podhale

     Listopadowe wieczory skłaniały do przemyśleń i planowania zbliżającej się zabawy sylwestrowej. A że lubimy nowe miejsca, dobrą rozrywkę i sport wybór był niełatwy. Poprzedni rok pożegnaliśmy nad Bałtykiem, w Łebie. Co więc tym razem? Proste – góry! Padło na Biały Dunajec, niewielką miejscowość na trasie Zakopianki, 10 km przed Zakopanem. Zarówno sylwester w Łebie, jak i w Białym Dunajcu odbywał się pod szyldem Party Camp – idei dwóch studentów, którzy organizują studenckie imprezy oraz wyjazdy integracyjne. Zebraliśmy ekipę, zarezerwowaliśmy pięć miejsc i z niecierpliwością czekaliśmy na Święta.
Krakow.jpg     Nastawiliśmy się na szaleństwa na stoku – snowboard i narty. Obkupieni w sprzęt i odpowiednią odzież, wyjechaliśmy 26. grudnia w nocy. Pierwszy punkt na naszej trasie stanowił Kraków, do którego zawitaliśmy już o 7 rano. Nasz apartament mieścił się na ul. Szewskiej, 50 metrów od rynku. Po śniadaniu i krótkiej drzemce ruszyliśmy zwiedzać to piękne miasto. Zaczęliśmy od Sukiennic – kolorowe i błyszczące pamiątki, naturalne kożuchy, biżuteria oraz rękodzieła przykuwały wzrok przechodzących turystów. Tuż obok stały kramy Jarmarku Świątecznego, gdzie uraczyliśmy się grzanym winem galicyjskim. Po odwiedzinach informacji turystycznej, z mapą w ręku poszliśmy w kierunku Wawelu. Tam zobaczyliśmy między innymi Katedrę, grobowce najsławniejszych Polaków, Dzwon Zygmunta czy Smoka Wawelskiego, który nadal zionie ogniem. Zachwyciła nas architektura tych zabytków i bogate zdobienie wnętrz. Następnym punktem na mapie był Kościół Mariacki. Weszliśmy na chwilkę do środka i powędrowaliśmy dalej szlakiem dawnych murów obronnych, na miejscu których obecnie znajduje się pas zieleni – planty. Wśród krętych uliczek trochę się pogubiliśmy, jednak puste żołądki trafnie doprowadziły nas z powrotem na Szewską, gdzie zjedliśmy obfity obiad i udaliśmy się na poobiednią drzemkę. Wieczorem zwiedzaliśmy cudownie oświetloną, pełną młodych ludzi starówkę i korzystaliśmy z szalonego życia studenckiego.
      Drugiego dnia wyprawy, tuż po śniadaniu spakowaliśmy walizki i wyjechaliśmy do Białego Dunajca. Nie ominęły nas tradycyjne korki na Zakopiance i odległość 100 km pokonaliśmy aż w 2,5 godziny. Jednak zapomnieliśmy o tym dojeżdżając do pensjonatu „U Pańszczyka”. Szybko się zakwaterowaliśmy, przebraliśmy w stroje narciarskie i ruszyliśmy prosto na stok. Po drodze poznaliśmy Dagę, która od sześciu lat jeździ na snowboardzie i zgodziła się być naszą instruktorką. Tak więc na stoku w Zakopanem zawitała ekipa z Pomorza – jeden początkujący i dwóch zaawansowanych narciarzy oraz jeden zaawansowany i dwóch początkujących snowboardzistów.
      Ośrodek Narciarsko – Rekreacyjny Harenda posiada stok z pięcioma trasami, od łatwych do trudnych o długościach od 100 do 1000 metrów. Wyposażony jest również w wyciąg orczykowy i krzesełkowy. Zmęczeni narciarze mogą przysiąść w karczmach, a początkujący skorzystać z usług szkoły narciarskiej. Na terenie obiektu w 2009 i 2011 roku odbywały się zawody w slalomie kobiet zaliczane do Pucharu Europy FIS.
      Początki na desce były bardzo trudne, a najcięższe było podchodzenie pod górę 🙂 Dlatego po opanowaniu ślizgów i skręcania „na choinkę” spróbowaliśmy zjazdu z samego szczytu. Daga cierpliwie dawała nam kolejne instrukcje, a my ucieszeni postępami szybko złapaliśmy bakcyla i nie zniechęcały nas liczne upadki.
      Po pięciu godzinach na stoku wróciliśmy do pensjonatu, zjedliśmy kolacje i zasnęliśmy zmęczeni całodziennymi atrakcjami.
Rano po obfitym śniadaniu, pełni energii wybraliśmy się na inny stok – Kotelnicę w Białce Tatrzańskiej. Znów nie obyło się bez korków. Tym razem 2,5 godziny zajęła nam trasa 20 km. Na miejscu zastały nas długie kolejki do kas, a potem do wyciągów. Liczba osób świadczyła o tym, że stok jest przyjazny zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych fanów sportów zimowych.
Jedziemy_na_Kotelnicę.jpg     W skład całego obiektu w Białce Tatrzańskiej wchodzą trzy stoki – wspomniana Kotelnica Białczańska, Bania oraz Kaniówka. Na pierwszym jest dostępnych aż 8 wyciągów – 3 orczykowe oraz 5 krzesełkowych, w tym uruchomiona w sezonie 2011/2012 najnowocześniejsza kolej linowa z podgrzewanymi siedzeniami i osłonami przeciwwietrznymi. Do dyspozycji gości są cztery trasy o długościach od 350 do prawie 1500 metrów:
•    wzdłuż i pod koleją linową – najdłuższa,
•  trzy trasy prowadzące do wyciągów orczykowych, z których pierwsza obok wyciągów jest trudna i posiada homologację FIS, a dwie pozostałe są łagodne,
•    nartostrada, która prowadzi do ośrodka narciarskiego "Bania".
      Bania jest drugim co do wielkości stokiem w Białce. Posiada wyciąg krzesełkowy czteroosobowy, dwa orczykowe, jeden zaczepowy i jeden przenośnik taśmowy. Prowadzą one do pięciu niewielkich tras, wśród których jest również ogródek dla dzieci i snowtubing. Dużą atrakcją tego miejsca jest kompleks basenów termalnych, w których można się odprężyć po męczącej jeździe na nartach czy desce.
      Trzeci stok to Kaniówka z trzema wyciągami orczykowymi i jednym zaczepowym oraz trzy trasy i ogródek dla dzieci. Narciarze mogą szusować na długościach od 65 do 530 metrów.
      Przy każdym z tych miejsc można zaparkować auto, posilić się w karczmie, kupić sprzęt i pamiątki oraz wynająć instruktora.
      Tym razem wybraliśmy się od razu na najdłuższy wyciąg, aby jak najdłużej zjeżdżać. Po opanowaniu jazdy backsidem (ciężar na piętach) i frontsidem (ciężar na palcach) mogliśmy kontynuować naukę skrętów. Zadowoleni z postępów, do wieczora dzielnie ćwiczyliśmy kolejne techniki.
      Powrót był zdecydowanie szybszy, ale i tak trafiliśmy na korek, w którym co niektórzy z naszej paczki postanowili się zdrzemnąć. Cudem zdążyliśmy jeszcze na obiadokolację. Po oględzinach pierwszych siniaków na tyłkach, kolanach i łokciach z uśmiechem na twarzy poszliśmy do swoich łóżek.
      Trzeci dzień był dokładnie zaplanowany – śniadanie, wyjazd o 10:00 i powrót o 18:00, aby zdążyć na wieczorny posiłek. Tak też się udało. O 11:00 mieliśmy już deski na nogach i czekaliśmy w kolejce na wyciąg w Zakopanem na Szymoszkowej Polanie.
Stacja Narciarska Polana Szymoszkowa to dwie koleje linowe – mniejsza 4-osobowa i duża 6-osobowa oraz 3 trasy narciarskie o długościach od ok. 400 do ok. 1300 metrów i średnim oraz łatwym stopniu trudności. Od sezonu letniego 2009 otwarte jest także kąpielisko z wodą geotermalną o temperaturze 30 stopni Celsjusza. Tuż przy stoku stoi duży hotel Mercure Kasprowy.
Krupówki.jpg     Zjeżdżając nie mogliśmy napatrzeć się na piękne widoki. Przed nami Tatry z Giewontem, a poniżej Zakopane. Pogoda dopisywała i w tej wspaniałej atmosferze uczyliśmy się zakrętów „ciętych”, które wymagały większej szybkości. Lekko oblodzony stok na początku i muldy zmuszały nas do ostrożnej jazdy, a tym samym doskonalenia utrzymywania równowagi.
   Wieczorny plan ten sam – powrót, obiad, drzemka i… impreza integracyjna Party Camp. Pobawiliśmy się, a w dzień Sylwestra wybraliśmy się na wycieczkę do Zakopanego.
Odwiedziliśmy Wielką Krokiew i Krupówki, po których przewijały się tłumy turystów. Spotkaliśmy kilku przebierańców, „żywe posągi”, które poruszały się po wrzuceniu monety oraz góralki na stoiskach z oscypkami. W zapełnionych karczmach trudno było znaleźć miejsce, ale udało nam się zjeść obfity regionalny obiad. Pełni energii udaliśmy się ponownie na Polanę Szymoszkową, aby ostatni raz poczuć adrenalinę.
   Po powrocie  do „Pańszczyka” ogarnął nas sen, przez który spóźniliśmy się na zabawę sylwestrową. Jednak zdążyliśmy przed północą i szampańsko bawiliśmy się do białego rana.
Nowy Rok minął pod znakiem relaksu. Wyspani i wypoczęci wyjechaliśmy na pobliskie Termy Podhalańskie w Szaflarach.
   Jest to kompleks dwóch basenów wewnętrznych i dwóch zewnętrznych ze zjeżdżalniami i urządzeniami do hydromasażu oraz jacuzzi i sauną parową. Woda osiąga temperaturę 36 stopni Celsjusza. Goście mogą zjeść tradycyjne dania polskie i włoskie w dwóch restauracjach. Na pierwszym i drugim piętrze znajduje się 12 apartamentów, które zapewniają nocleg dla 39 osób. Jest to nowoczesny obiekt, w którym każdy może się bawić i wypoczywać.
     Po 2,5 godzinie spędzonych w wodzie nasze żołądki przypomniały o sobie. Tym razem wybraliśmy karczmę „U Furtoka”. Wielka misa mięs nasyciła nas i dała mocy na długi powrót do domu.
      Biały Dunajec pożegnaliśmy o północy. Zrobiliśmy kilka przystanków na toaletę i hot doga i dzielny kierowca dowiózł nas bezpiecznie do domu. Od razu położyliśmy się, aby uzupełnić deficyt snu. Cały dzień wspominaliśmy ten świetny wyjazd i czekamy, aż na Pomorzu spadnie śnieg, aby na pobliskich stokach doskonalić swoje umiejętności jazdy na nartach i snowboardzie.

Paulina M.

Komentarze

Prześlij nam newsa