Podróże

Konie i film Miłość nad rozlewiskiem

Konie i film Miłość nad rozlewiskiem

„W ostatni dzień słonecznego lipca wybraliśmy się w pełnym komplecie do Warmińskiego Ośrodka Jazdy Konnej Pajtuński Młyn we wsi o tej samej nazwie prowadzonego przez Małgosię i Sławka. Na miejsce dojechaliśmy w porze obiadowej i ku naszemu zdziwieniu po opuszczeniu cichego lasu na podwórku ośrodka ujrzeliśmy ekipę filmową wraz z aktorami serialu „Miłość Nad Rozlewiskiem” czyli kontynuacja losów Gosi z pierwszej części „Domu Nad Rozlewiskiem”.
Wjechaliśmy naszym koniowozem między samochody filmowców i spokojnie wyprowadziliśmy konie z przyczepy celem wprowadzenia do nowych pajtuńskich boksów.
Z uwagi na przyjazd w porze obiadowej nie zdążyliśmy na popołudniową przejażdżkę konną, ale szybka decyzja gospodarzy i hasło „nocna jazda” cokolwiek znaczy spowodowała szybsze bicie serca i nowe wyzwania. Godzina 21.30 konie gotowe do wyjścia, widoczność 3 metry i ruszamy.
Oprócz daszka od toczka nie było nic widać, więc powieki otwarte były do granic możliwości. Cieszyliśmy się, że o tej porze nie było już komarów ponieważ miały by porządne lądowisko na naszych zmęczonych „wytrzeszczem” oczodołach. Zastęp składający się z 6 jeźdźców i o dziwo tyle samo koni przebył trasę w godzinę stępem, kłusem, a także galopem. Podczas jazdy zauważyłem, że biała koszulka jednej z prowadzących osób – oczywiście płci pięknej, byłem tradycyjnie jedynym osobnikiem płci męskiej, koloru białego zakupionej na jednym z warszawskich stadionów nabrała niebywałej wartości podczas głośnej ciemnej ciszy, która zalewała nas na każdym wykroku. Po godzinnej trasie wszyscy bezpiecznie wróciliśmy do stajni i przy ognisku komentowaliśmy wrażenia. Jedyną wadą był tylko sen z nadal otwartymi oczami – może znowu coś dojrzymy.

A co na planie filmowym?
Prace nad serialem skupiły się w lasku tuż przy stajni. Całodzienny plan zapewne na ekranie zajmie parę minut. Na początku grupa biegających osób z radiami, słuchawkami w uszach wokół samochodów i autobusów wzbudziła nasze zdumienie i zainteresowanie, ale szybko oswoiliśmy się z osobami na planie i przechodzącymi aktorami, które wtapiały się w pajtuńskie realia.

Niedziela. Pierwszy dzień sierpniowego poranka obudził nas piękną pogodą i szumem wody przy czternastowiecznym młynie. Zaplanowana trasa siódmego dnia tygodnia myślę, że nie bez powodu przebiegała przez wieś Purda tuż obok kościoła parafialnego. Siedmioosobowa ekipa zapalonych koniarzy na czele z właścicielem pensjonatu Sławkiem oraz nowo wprowadzoną do „systemu” instruktorką Karoliną wyruszyła na przeszło czternastokilometrowy teren, który przebiegał między lasem, asfaltem i malowniczymi domkami mieszkalnymi w leśnej części gminy Purda. Okrążyliśmy jezioro – korzystając z uroków i walorów terenu – kłusem i mocnym galopem.
Podczas wieczornych rozmów przy ognisku ustalono kolejne trasy i godziny wędrówek.

2 sierpnia – poniedziałek. Nowy tydzień w nowym miejscu. Pogoda znakomita na konne wędrówki. Z uwagi na planowany spływ dzisiejszy szlak krótki ale wyczerpujący. Przebiegał w linii prostej w pobliże wsi Wojtkowizna. Po powrocie odbyliśmy romantyczną podróż kajakiem od jeziora Kośne pod drzwi pensjonatu w Pajtuńskim Młynie. Bogata flora rzeczna pozwoliła uspokoić myśli oraz podziwiać domki letniskowe wzdłuż rzeki, które znacznie różnią się od tych stojących kilkanaście kilometrów na wschód na Mazurach. Według danych Rzeka Kośna stanowi granicę pomiędzy Warmią, a krainą Mazur. Nurt rzeki jest bardzo delikatny i gdzieniegdzie rozlewa się na większe obszary, jedyne niebezpieczeństwo to możliwość napotkania samotnie płynących kajaków – w rzeczywistości jeden z kilku mostów znajduje się na wysokości ponad 10 centymetrów nad kajakiem, więc należało schować się do środka, aby uniknąć depilacji nóg na sucho zawadzając o betonową konstrukcję. Szlak kajakowy podzielony jest na gęsto zalesiony, gdzie znajdują się piękne domy schowane pod koronami drzew, a otwartymi polami gdzie pasą się głównie krowy. Trzeba przyznać, że krowy na Warmii mają się bardzo dobrze. Najbardziej służą im kąpiele w okolicznych SPA.
Jeden z dłuższych terenów, na które mogliśmy sobie pozwolić tego dnia. Szukaliśmy nowych tras, więc kilkakrotnie wracaliśmy na przebyte już szlaki. Podłoże w większości piaszczyste bez śladów zniszczenia. Natknęliśmy się na zrywkę drzew, w którą wjechaliśmy… w pełnym galopie. Dobrze, że silniki traktorów były wyciszone i nie spłoszyły koni, które mogłyby okazać niebezpieczne zdziwienie… ostrym hamowanieeem.

Trasa tradycyjnie do 15 kilometrów, próbowaliśmy zmienić jej przebieg jednak natknęliśmy się na wieś Patryki, przez którą przejazd był utrudniony, więc wróciliśmy drogą powrotną w kierunku młyna i odbiliśmy w stronę rzeki przez gęsto zalesione młodymi dębami ścieżki.
5 sierpnia. Dzisiejszy szlak spokojny ale zakończony efektywnym galopem wzdłuż rzeki.
Po powrocie z terenu okraszonego solidnymi galopami na zakończenie wraz z pajtuńską ekipą na przekór, a w konsekwencji ku zadowoleniu i zdumieniu ekipy filmowej zanurzyliśmy się w zimną rzekę tuż przy młynie. Niespodziewanie filmowcy przenieśli swój wzrok na nas i z mostu obserwowali radość i spełnienie podczas galopu wzdłuż rzeki. Robiono zdjęcia i komentowano – stwierdziliśmy wspólnie, że nasz przejazd z pewnością nadawałby się na czołówkę do serialu „Miłość Nad Rozlewiskiem”– niestety twórcy byli innego zdania i powrócili do swoich codziennych obowiązków.

Co na planie? Kolejny dzień zdjęciowy „Miłość Nad Rozlewiskiem” tym razem kręcone były zdjęcia na łódce. Scena z filmową Paulą i Sławkiem-rozmowa w łódce nad rozlewiskiem zakończyła się niespodziewanie kąpielą bohatera w zimnej aczkolwiek czystej Rzece Kośna. Zdjęcia trwały cały dzień natomiast na ekranie zapewne kilka minut. Plac pajtuńskiego młyna zastawiony samochodami i ekipą filmową, kąpiele wierzchowców w rzece przy fleszach i kamerach filmowych – ciekawe uczucie do którego człowiek szybko się przyzwyczaja. Przez krótką chwilę byliśmy aktorami…
Korzystając z przerwy na planie skorzystaliśmy z zaproszenia na chleb ze smalcem w filmowej stołówce.
Piątek – pamiętając szkolne czasy – okres nadchodzącego weekendu, optymistycznie nastraja dusze. Tym razem smutny, ponieważ to ostatni dzień naszego pobytu. Z uwagi na planowany wyjazd w godzinach południowych postanowiliśmy trasę pokonać w godzinach wczesno-porannych czyli o godzinie 6.30. Godzinna przejażdżka okraszona solidnym galopem pozostawiła niezapomniane wrażenia i wspomnienia.

 Podsumowanie.

Tydzień warmińskiego szaleństwa uciekł jak przejeżdżający po szynach pociąg, szybko nadjechał, narobił dużo pozytywnego hałasu i widok czerwonych świateł umykających w zawrotnym tempie. Na szczęście pozostały nam wspomnienia, nowe wspaniałe znajomości, które z pewnością będą odświeżane oraz niezliczona liczba zdjęć i treści ciekawych rozmów, które miały miejsce każdego wieczora przy ognisku oraz na tarasie przy młynie.
Wspaniała pogoda, nieliczna ilość komarów i innego latającego robactwa nie spowodowała dużego zamieszania. Możliwość bezpiecznych galopów wzdłuż rzeki umilała pobyt wśród ciszy natury i odgłosu filmowej kamery, pozwoli z dużą radością wspominać pierwszy sierpniowy tydzień, podczas oglądania krajobrazu z Pajtuńskiego Młyna w serialu „Miłość Nad Rozlewiskiem”, który będziemy mogli już oglądać we wrześniu.”
Zabookuj

Komentarze

Prześlij nam newsa