Podróże

Konie i szlak Sasek Mały

Konie i szlak Sasek Mały

Wspomnienia jednego z uczestników z wakacyjnej wyprawy szlakiem konnyn Sasek Mały:

„Jak na tradycję przystało coroczne wakacje spędzaliśmy w siodle. Tym razem wyjazd z powodów chorobowych odbył się bez naszych koni więc skorzystaliśmy z grzbietów nowo poznanych  wierzchowców: Niespodzianki, Duny i Jakucji – niewysokich klaczy rasy… rekreacyjnej.

Sobota rano wyjazd kłusem (bo gdzie się śpieszyć na początku urlopu) do miejscowości Sasek Mały, położonej w województwie warmińsko-mazurskim w odległości 15 kilometrów od Szczytna na trasie do Warszawy, otoczonej jeziorem o tej samej nazwie.
Powitanie zgotował 35 stopniowy upał, który utrzymywał się przez kilka następnych dni. Jak zawsze, początek kolejnej wakacyjnej przygody rozpoczął się już w dniu przyjazdu, galopem po piaszczystych, mazurskich szlakach wspaniale przygotowanych dla miłośników poznawania przyrody patrzących z wysokości 160 cm.
Spokojny godzinny teren był wizytówką Moniki, która pokazała nam okoliczne tereny jednocześnie dyskretnie sprawdzając nasze umiejętności jeździeckie. Towarzyszyło nam dwoje młodszych jeźdźców, którzy dorównywali tempem i dosiadem.
Drugi dzień zapoczątkował przemarsz wzdłuż rzeki Sawica, która jak większość była sprawdzianem umiejętności dla koni niechętnie wchodzących do wody, pomimo kolejnego upalnego dnia. Inna droga, inne tereny i wciąż Mazury odkrywają swoje piękno i nieznane oblicze. Tym razem grupa powiększyła się o jeszcze trzy osoby więc droga hamowania była dłuższa. Leśne dukty pozwoliły nam rozwinąć prędkości, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Rozrzucany spod końskich kopyt piach trwale przyklejał się do spoconych twarzy uczestników wyprawy, które przypominały jednego z negatywnych bohaterów ubiegłego stulecia. Piach osadzał się pod nosem tworząc charakterystyczny czarny wąsik. Zaskakujący pozytywnie klimat mile nas rozczarował brakiem komarów i much na leśnych trasach.
Kolejny dzień i kolejny teren. Pogoda wciąż ta sama więc szlaki planujemy zawsze rano. Uciekając przed południowym skwarem czyścimy, siodłamy konie i w las. I tu należy skupić się na bogactwie jakie zostawiła natura. Okazuje się, że jedynie komary nie polubiły Warmii z czego wszyscy bardzo się cieszą. Porównując tą część geograficzną – a mówimy o Warmii – do Mazur na wschodniej stronie Polski, latający mordercy i krwiopijcy zdecydowanie bardziej upodobali sobie tereny bliżej naszych „sąsiadów” zza Buga. Charakterystyka terenu bardzo różnorodna, krótkie pagórki, szlaki piaszczysto-trawiaste, mała ilość dróg przeznaczonych dla ruchu kołowego. Kilka słów o naszych czworonożnych „pędziwiatrach”. Niespodzianka – klacz o umaszczeniu tarantowatym, okazała się wspaniałą kompanką podróży  Wysokość około 160 cm pozwoliła na dosiad bez siodła z miejsca. Jakucja – druga klacz ze źrebakiem o historycznym i na czasie imieniu Jurand (właśnie przypadła rocznica 600 lecie bitwy pod Grunwaldem lipiec 1410r.). Jakucja siwa średniego wzrostu o łagodnym usposobieniu i spokojnym galopie zawsze jako pierwsza wchodziła do wodnego akwenu.

Środa dniem pławienia koni. Długo oczekiwany wyjazd w teren z kąpaniem siebie i koni jednocześnie. Nie przeszkodziła nam nawet burza, która straszyła synoptyków i tym samym nas. Wyjazd zaplanowano na godzinę 16 w pełnym rynsztunku – dodatkowo kantary, uwiązy, kąpielówki.
Zwartym szykiem podzieleni na dwie grupy po 10 koni ruszyliśmy w las gdzie celem podróży miało być jezioro „Konik”. Na miejsce dojechaliśmy po około godzinnej wędrówce, rozebraliśmy się do kapielówek i „gęsiego” konno wchodziliśmy do ciepłej wody.
Konie bez zawahania wprowadziły nas w nowo poznane alkowy i sprawiły ogromną radość, która nie schodziła z twarzy do końca wędrówki. Uczucie niesamowite, połączeni niewidzialnym węzłem trzymaliśmy się kurczowo naszych wierzchowców. Nawet źrebaki nie odstępowały na krok swoich matek. Dla źrebaków i niektórych z nas była to pierwsza  kapiel w jeziorze.         Kilkunastominutowa rozkosz zakończona suszeniem i powrót do stajni. Niezapomniane wrażenia i chęć ponownego uczestnictwa w pławieniu napawa nas optymizmem do prób z naszymi podopiecznymi po powrocie do domu.
Kolejny dzień, pobudka 7.00 i kolejny teren w nowe nieznane miejsca. Nasz przewodnik instruktor Monika przeciera kolejne leśne ścieżki, które krzyżują się z wcześniej poznanymi.
Galopy pomiędzy gęsto zarośniętym lasem wzdłuż płynącej rzeki Sawicy wpływają kojąco na naszą adrenalinkę. Kąpanie w rzece przynosi ukojenie dla spoconych nóg i podbrzusza koni. Poznajemy bogactwo oraz naturę warmińskich lasów, które chętnie przyjmują gości konno. Ścieżki konne oznaczone żółtą kropką na drzewach lub gdzieniegdzie tablicą „ścieżka konna” pozwalają na swobodne wędrówki.
Piątek – ostatni dzień pobytu w Sasku. 7 rano gotowi do wymarszu w pełnym rynsztunku. Cichy krzyk wolności i wszystko jasne – galopy w trzy konie wokół zielonego lasu, rzut okiem na leśne dukty, zapamiętanie bezpiecznych tras i możemy uznać naszą wyprawę za zakończoną sukcesem.

Podsumowanie:
W ciągu 6 dni konnych wędrówek przebyliśmy odcinek ponad 61,3 km, w siodle przebywaliśmy ponad 8h33m, najszybszy galop osiągnął prędkość 58km/h, największe zadowolenie – osiągnięte, największe rozczarowaie – wyjazd.
Z nieskrywanym smutkiem żegnamy się z pensjonatem Sasek i naszymi nowymi znajomymi. Zachęceni wrześniowym rajdem, który zaproponowała nam właścicielka mamy nadzieję, że ponownie zobaczymy się już niedługo. Pozdrawiamy i dziękujemy za wrażenia. Na uwagę zasługuje wspaniała warmińska kuchnia, która potrafi zaspokoić gusta najbardziej wybrednych smakoszy… zostało wspomnienie pierogów z jagodami i zupy kalafiorowej…”

Zabookuj

Komentarze

Prześlij nam newsa