Podróże

Francja – Prowansja na koniu, a nawet bez

Prowansja na koniu, a nawet bez

Południe Francji to marzenie niejednego turysty, globtrotera, człowieka z północy. Któż nie chciałby zakosztować  wolnych od pracy dni w krainie słońca, lazurowej wody, czerwonych skał i białych plaż? Tu myśli biegną do obrazów impresjonistów, magicznych kolorów pachnącej lawendy, nefrytowych wód jezior: Sainte-Croix, Esparon, w których woda, już pod koniec czerwca osiąga temperaturę 25 stopni! A gdy zaczynać ranek od lokalnego croisante i bolki (miseczki) kawy, sącząc się sennie przez upalne południe z rozcieńczonym wodą różowym winem (które idealnie gasi pragnienie) przez leniwe południe, zdążając ku  rozkoszom podniebienia wieczorem, zwiedzaniu zabytków i… jeździe konnej na grzbiecie… np. konia rasy camarque!

Miejscem, które od lat odwiedzam i szczerze polecam jest, nie Wybrzeże, a romantyczne i sielskie obszary Alp Prowansalskich. Najlepszym terminem na podróż jest druga połowa czerwca lub wrzesień czy październik. Późną wiosną –wczesnym latem temperatury do 30 stopni pozwolą nam na przyjemny relaks w baladowaniu konno, czyli spacerowaniu po zboczach górskich, pasami technicznymi wśród lawendy, czy pomiędzy gajami oliwnymi. Szczególną popularnością cieszy się pławienie koni w okolicach jeziora Sainte-Croix. Jesień w Prowansji bywa równie urokliwa i ciepła, a zwana jest „indiańskim latem”, kiedy to czerwone liście winorośli i dębowych truflowych gajów kontrastują z  turkusem wody i białymi skałami, temperatura powietrza sięga 25-30 stopni, a woda w jeziorach  i morzu jest wciąż ciepła.

Kwestia dojazdu do Prowansji może być wynikiem upodobań lub zasobności portfela. Dla 4-osobowej rodziny dojazd samochodem (z silnikiem benzynowym) z Gdańska, przez Niemcy, Alzację (region Francji tuż przy granicy z Niemcami) do Prowansji to średnio 2100 km w jedną stronę. Przy średniej prędkości 120 km/h i spalaniu 6 l /100 km podróż kosztuje 2000 zł w obie strony. W Niemczech oczywiście za autostrady nie płacimy, natomiast we Francji już tak. W jedną stronę , przez Lyon (A6) zapłacimy ok. 50 euro. Warto omijać węzeł lyoński, gdyż częste korki w tej okolicy przedłużą nam np. o 3 godziny czas podróży (!). Mamy w zwyczaju zjeżdżać z autostrady w okolicy Dole w kierunku Bourg-en- Bresse i odpoczywać po drodze w górskich miasteczkach lub na wsiach, gdzie przygotowano miejsca dla turystów: kamienne stoły i ławy w cieniu drzew. Nigdy nie odpuszczamy sobie drogi nacjonalnej (darmowej) prowadzącej do Grenoble E712. Jedzie się tam wolniej: 90 km/h, w rzadko pojawiających się miasteczkach 50 km/h, ale trasa jest bardzo widokowa, przez tunele, mosty, z ośnieżonymi szczytami Alp w tle i jeziorami o turkusowej wodzie, a ruch na niej zdecydowanie mniejszy niż na autostradzie. Można też polecieć do Marsylii, w dniu 19.06.2014  lot z Warszawy kosztował, bagatela, 276 zł za osobę! Wypożyczenie samochodu standartowo. Bez samochodu trudno zwiedzać Prowansję.

Miłośnicy małych prowansalskich średniowiecznych lub starożytnych miasteczek, ich ryneczków z lokalnymi produktami, winnic, pomarańczowej ochrowej ziemi winni wybrać się w region Luberon, szczegółowo opisany w powieściach Petera Mayle’a. To bardzo reprezentatywny obszar dla Prowansji: małe poletka lawendy, cyprysy sięgające nieba, różowa i pomarańczowa ziemia, parki narodowe, muzea, np. lawendy i stare opactwa wśród winnic, parki i góry z Mont Ventoux (1912) w centrum. Ciekawie rysuje się też region Vaucluse z parkami narodowymi ochry w Roussillon i Rustrel, czy cudownie szmaragdową rzeką i wielkim źródłem w Fontaine-de –Vaucluse, gdzie mieści się również Muzeum Fr. Petrarki.

Iście konnym regionem są jednak prowansalskie Alpy: Alpes de Haute Provence. Nie uprawia się tu intensywnie sportów konnych, jak to jest w zwyczaju mieszkańców Riviery, tzw. Lazurowego Wybrzeża, na którym najsłynniejszy hipodrom z ponad 60-letnim stażem działania jest położony w Cagnes-sur-Mer. To bodaj najważniejszy hipodrom w Europie, a we Francji na pewno: http://www.hippodrome-cotedazur.fr/fr/  . Alpy Prowansalskie dadzą nam inny rodzaj przyjemności w jeździe konnej. Najbardziej popularną formą uprawiania jeździectwa, a nawet, dla totalnych laików, spędzania czasu, są spacery stępem  po przepięknych terenach Prowansji: lawendowych płaskowyżach, górskich halach, czy czerwonych piaskach plaż. Wszędzie obłędnie pachnie makia: dziko rosnące rozmaryny, lawendy, tymianki.  Wokoło brzęczą tzw. cykady, zwane przez lokalsów cigalami, które głośno wołają swoje partnerki do godów. Brzęczą cały dzień, gdy temperatura wynosi ponad 23 stopnie C.

Na bardziej zaawansowanych czekają stępokłusy i galopy po płaskowyżach, wśród lawendy. W okolicy Jeziora Ste Croix jest sporo okazji i stajni maści wszelakiej do uprawiania jeździectwa. Można tu znaleźć i profesjonalne stajnie z hodowlą koni, terapią, hotelem, szkoleniem stajennych, terapeutów, masażystów, np. w okolicach górskiej miejscowości Moustiers Ste Marie, ale i stajnie z ofertą pławienia koni. Jeśli jeszcze prowadzi ją wnuk polskiego emigranta, Jerzy Stępień 🙂 Georges Stepien, to mamy polski serdeczny klimat na francuskiej ziemi 🙂  To wytrawny jeździec i hodowca. Ma stajnię liczącą blisko 50 koni, a część jego stada, przyzwyczajona do pławienia i wodnych zabaw, stacjonuje w małej miejscowości nad Jeziorem Sainte Croix o nazwie: Les Salles sur Verdon. Za 4-godzinny teren z pławieniem koni wypadnie zapłacić 55 euro.

Przygoda zaczyna się w kawiarence pod oliwnymi i ałyczowymi drzewami. Grupa jeźdźców poznaje się właśnie tu. W oczekiwaniu na instruktora snują opowieści po francusku i angielsku racząc się wodą (nic innego w upalny dzień się nie nada:). Dowiadujemy się, że jeden z nich kiedyś jeździł, ale kiedy, to nie pamięta. Ubrany w jeansy i sandały pozna smak depilacji i manicury gratis 🙂 Po wstępnych ustaleniach z instruktorem, każdy z uczestników bierze w rękę kantar i uwiąz i… musi sobie złapać konia na pastwisku oddalonym o jakieś 200 m od stajni, po drugiej stronie ulicy. Myśleliśmy, że będzie to problem, ale rumaki z ochotą podchodziły, chętne chyba… do kąpieli 🙂 Powrót do zacienionego gaju, siodłanie i stęp przez ścieżki i ścieżynki, kłusy i galopy, by dotrzeć nad brzeg jeziora.

Jedyna burza, jaka krążyła po okolicy musiała zastać nas właśnie w tym dniu. Pomiędzy szczytami górskimi chodziła, straszyła, a wyładowała się, na szczęście, w nocy, dając pola słonecznemu porankowi. W pomrukach grzmotów  rozsiodłano konie, jeźdźcy ubrali stroje kąpielowe i ruszyli na oklep do wody. Konie z ochotą, bez żadnego poganiania, można rzec, że z przyjemnością, weszły do wody z jeźdźcami na grzbietach, podnosiły chrapy zatykając nozdrza i dziwnie mruczały… na burzę? 🙂 W zasadzie chodziły po dnie, zanurzone po szyję. Trzeba było zablokować nogi w pachach końskich, żeby nie ześlizgnąć się z grzbietu. Było to fantastyczne przeżycie!
Zdjęcia przy pięknej pogodzie  i reklamę można obejrzeć tu: http://www.terre-equestre.com/verdon-equitation/verdon_equitation_randonnee.php
Po wyprawie trzeba konie oporządzić, nakarmić (znów zaczyna się pomrukiwanie (!) i wypatrywanie kubła z suchymi bagietkami:), wyczyścić i odprowadzić na pastwisko. Dla dobrego kontaktu i atmosfery warto posługiwać się językiem angielskim lub francuskim, ale nie jest to konieczne. Po tak pełnej pozytywnej energii, cudownych emocji wyprawie wypada zlec nad jeziorem, porządnie się wykąpać i zjeść dobry posiłek.

 M.K.

Wszystkie zdjęcia zamieszczone na portalu chronione są prawami autorskimi i stanowią wyłączną własność portalu zabookuj.eu. Zabrania się kopiowania, reprodukowania, publikowania, umieszczania w Internecie, przesyłania, transmitowania, rozpowszechniania i/lub modyfikowania.

 

Komentarze

Prześlij nam newsa