
Fizjoterapia u koni – opisuje Paulina Puchała
Fizjoterapia, masaż, rehabilitacja koni.
Ale czy ta fizjoterapia jest koniom w ogóle potrzebna?
Przez wiele setek lat człowiek eksploatował konie bez użycia specjalistycznych zabiegów i jakoś egzystowały. Po co je wydelikacać, w końcu to silne, duże zwierzęta, które świetnie sobie radzą nawet w spartańskich warunkach… To na pewno kolejny sposób na wyłudzenie pieniędzy od właścicieli!
Uwaga! Jeżeli w powyższym akapicie znalazłeś choć jedno stwierdzenie, z którym się zgadzasz, oznacza to, że albo nie jesteś wtajemniczony w końskie tematy, albo nie wierzysz w działanie fizjoterapii. Wszystkim laikom i sceptykom zaraz skrzętnie wytłumaczę potrzebę stosowania fizjoterapii wśród koni.
W sporcie, jakim bez wątpienia jest jeździectwo, mamy do czynienia z samymi sportowcami…bo koń to nie: rower, narty, rakieta tenisowa czy kij golfowy. Koń, choć służy nam jako narzędzie do wykonywania sportu, jest na nasze podobieństwo żywą istotą, która myśli, czuje, ma czasem gorszy dzień, czasem jej się nie chce, a bardzo często nawet nie ma siły, by wykonywać dane elementy, które z góry zostały założone do wykonania.
Fizjoterapia jest w pewnym sensie weterynarią alternatywną, dlatego do jej wykonania wybierajmy dobrych fachowców, którzy nie wyrządzą koniowi krzywdy.
Aby ułatwić Wam zrozumienie końskich potrzeb, porównam je do samochodu. Może nie jest to zbyt wymyślne z mojej strony, ale oba mają wiele podobieństw, w końcu w samochodzie też mamy do czynienia z końmi, tyle tylko, że mechanicznymi.
Samochód, aby mógł sprawnie służyć jako środek naszego transportu (kiedyś do tych celów używano wyłącznie koni), potrzebuje stałej ingerencji człowieka. I tak w bardzo infantylny sposób powiem, że: paliwo to dla koni pasza – coś bardzo podstawowego, bez jedzenia ani jedno, ani drugie nie pojedzie; przegląd coroczny w stacji kontroli pojazdów to taka kontrolna wizyta weterynarza – szczepienia, odrobaczanie – mała rzecz, a jednak bardzo istotna; oddanie auta do mechanika, bo odmówiło posłuszeństwa, jest adekwatne do leczenia konia przy urazach, kolkach bądź innych przypadłościach; aby sprawnie poruszać się autem potrzebujemy dobrych opon – kowal i podkowy są końską alternatywą; mycie, polerowanie, odkurzanie, woskowanie – to codzienna pielęgnacja sierści, grzywy i ogona; a co z wymianą płynów i oleju? Kiedy nie wykonamy tego na czas, zatrzemy silnik, zniszczymy hamulce i dalsza eksploatacja auta będzie utrudniona. Tak samo jest w przypadku koni – silnik to mięśnie i układ kostny, kiedy są przegrzane, zmęczone, nadwerężone, nie mają odpowiedniego „smarowania” możemy poprzez dalszą eksploatację doprowadzić do ich trwałego uszkodzenia. I w tym właśnie miejscu powinna się pojawić szeroko – pojęta fizjoterapia.
Mięśnie, aby mogły prawidłowo funkcjonować – wykonywać swoją pracę, muszą być odpowiednio rozluźnione i posiadać optymalne pH. W trakcie skurczów i rozkurczów – czyli wykonania przez nie pracy, zachodzi w nich szereg zmian biochemicznych. Aby mięsień mógł wykonać maksymalny zakres swojej pracy, musi mieć do tego odpowiednie warunki. Do każdej komórki musi być dostarczony tlen, a powstałe w wyniku przemian metabolicznych substancje muszą zostać usunięte, aby nie zakłócić gospodarki komórki, a tym samym całego mięśnia. Jak wiemy cały układ kostny jest podtrzymywany przez mięśnie i ścięgna, co się więc stanie, jeśli układ mięśniowy nie da sobie rady? Dochodzi do złamań, zwyrodnień poprzez nadmierną eksploatację danych partii ciała, przesunięcia kręgów i kości, zapalenia okostnej, wypadania główki kości ze stawu. Jak widzimy, konsekwencje mogą być bardzo poważne.
Aby nasz koń w pełni sprawnie poruszał się przez cały okres użytkowania należy zadbać o regularną wymianę oleju. Fizjoterapia w ramach codziennej pielęgnacji usprawni pracę mięśni. Fizjoterapia, pomimo tego, że u ludzi stosuje się ją już ponad wiek, jest w dalszym ciągu niedoceniania. Korzyści z jej stosowania czerpały już starożytne cywilizacje. Obecnie zaufanie do fizjoterapeutów rośnie, wizyta u lekarza ortopedy zaczyna być zbędna – oczywiście, jeśli nie doszło do naruszenia układu kostnego. Wykwalifikowany fizjoterapeuta jest w stanie sam trafnie ocenić problem, znaleźć źródło bólu, zastosować terapię – manualną bądź za pomocą specjalistycznych urządzeń, a także zalecić ćwiczenia wspomagające terapię, które możemy wykonać na własną rękę w domu. Fizjoterapeuci mają przewagę nad lekarzami, którzy traktują pacjentów bardzo szablonowo. Nie możemy ich za to winić, gdyż taki a nie inny mamy system szkolnictwa wyższego w Polsce. Nie traktują pacjenta indywidualnie, nie doszukują się ewentualnych przyczyn problemów, przysłowiowo „rzucą okiem”, przepiszą receptę na środki przeciwbólowe i tyle… Taka sytuacja ma również miejsce w końskim światku. Bardzo często, nie twierdzę, że zawsze, ale dochodzi do konfliktu interesów między wetem a fizjoterapeutą. Weterynarz chce podać kolejną dawkę sterydów, a fizjoterapeuta chce zastosować metody manualne w leczeniu. I kto ma rację?
Wszystko zależy oczywiście od stanu zdrowia konia i od długości trwania problemu. W terapiach manualnych bardzo ważny jest czas reakcji. Jeżeli zauważymy niepokojące objawy, należy bezzwłocznie sprawdzić przyczynę bólu. To, że konie nie potrafią mówić bardzo „ułatwia” nam ludziom mylną ocenę sytuacji. Kiedy zwierzę odmawia posłuszeństwa, gryzie nas przy zakładaniu siodła, nie chce się wygiąć w jedną stronę, ma problemy z rozluźnieniem, to znak, że coś go boli. Ciężko nam w to uwierzyć, bo przecież gdyby był poważny problem, to koń bez wątpienia zacząłby kuleć. Nic bardziej mylnego! Odnieśmy tą sytuację do nas samych. Każdy z Was, jeżeli kiedykolwiek uprawiał sport – a skoro jeździcie konno, to każdy, miał kiedyś zakwasy lub stłuczenia, był obolały po długim, ciężkim treningu. Jaka jest nasza pierwsza reakcja na ból? Jeżeli nie jest to nic poważnego, dalej funkcjonujemy, natomiast unikamy dodatkowych obciążeń obolałego miejsca. Jeśli boli nas prawa noga, będziemy stawiać kroki tak, aby większy ciężar opierał się na lewej nodze. Z końmi jest tak samo! Wszystko zależy oczywiście od ambicji danego zwierzaka i jego indywidualnego progu bólu, natomiast w przypadku dyskomfortu w jednej partii ciała, koń będzie sobie równoważył balans dociążając kończynę po przekątnej. Na nasze szczęście my sami decydujemy o tym, czy będziemy jeździć na drugi dzień. Jeżeli mamy silne zakwasy, raczej odpuścimy trening, konie nie mają tego szczęścia, gdyż nie potrafią odpowiednio dosadnie informować nas o tym, co im dolega. Każdy doświadczony jeździec wie, kiedy jego zwierzę jest w gorszej czy lepszej formie. Potrafi wyczuć nawet najmniejsze zmiany w elastyczności chodu czy przepuszczalności w pysku. Niestety większość jeźdźców nic nie robi z tymi informacjami. Gdyby koń za każdym razem mówił AŁA!, kiedy sprawiamy mu ból, na niejednej ujeżdżalni zawrzałoby od końskiego narzekania. Nie chodzi tu wcale o radykalne środki i całkowite odstawienie koni od pracy – do tego w końcu zostały udomowione. Należy jednak mieć na uwadze cienką granicę pomiędzy dyskomfortem a dokuczliwym bólem. Konie nie zawsze pokazują ból kulawizną. W większości przypadków ambitnie przenoszą ciężar na inną nogę – w końcu mają ich aż cztery. Jeśli jednak nie zadziałamy na czas i nie ulżymy mu w cierpieniu na samym początku piramidy, potem może być za późno, gdyż problemy pójdą lawinowo. W większości przypadków kulawizn, z którymi mam do czynienia, to stare, zaprzeszłe problemy. Koń kuleje na prawą przednią nogę, a tak naprawdę źródłem tych wszystkich problemów jest prawa tylna noga, która bolała konia 3 lata wcześniej. Po drodze zostały uszkodzone struktury w pozostałych dwóch kończynach poprzez dociążanie.
To od nas – opiekunów, jeźdźców, przyjaciół koni – zależy czy i kiedy wezwiemy pomoc. Czasem wystarczą mało inwazyjne zabiegi w ramach profilaktyki, ćwiczenia w ramach treningu, czy jeden dzień przerwy, aby ból ustąpił i koń mógł w pełnym komforcie wykonywać dalszą pracę. Im większe stawiamy wymagania, poddajemy koński organizm wyczerpującym zadaniom, tym konsekwencje będą bardziej poważne. Aby koń mógł bez kontuzji służyć nam długie lata, musi być do tego odpowiednio przygotowany. Nie możemy dopiero co zajeżdżonego 2 latka (o zgrozo takie historie się zdarzają!) zabrać na kilkudniowy rajd by nabrał pokory… Jego mięśnie nie są przygotowane na taki wysiłek, a układ kostny w pełni rozwinięty. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku koni sportowych, które bardzo często pracują w „pocie czoła” bez dnia wytchnienia.
Mięśnie do prawidłowego rozwoju potrzebują zbilansowanego trybu pracy!
Po większym wysiłku należy im się odpowiedni długi okres odpoczynku – wbrew pozorom nie chodzi tutaj o wstawienie konia na 23 h do boksu! Aby pH mięśni wróciło do optimum, należy konia odpowiednio długo stępować (więcej niż 15 min) bądź zapewnić mu swobodny ruch. Stąd tak ważne w utrzymaniu koni są pastwiska, które powinny być nieodłącznym elementem każdej stajni. W moim zawodowym życiu miałam już kilkakrotnie do czynienia ze skrajnie zakwaszonymi mięśniami, nie były to wcale mięśnie pleców czy szyi. Sztywne i obolałe były wszystkie mięśnie, nawet te, które bezpośrednio nie biorą udziału w lokomotoryce. Przyczyną takiego stanu był intensywny trening – zbyt intensywny jak dla danego osobnika z racji wieku czy kondycji – a także brak ruchu poza treningiem. Produkty przemiany materii, które powstawały w trakcie pracy nie zostały prawidłowo usunięte, co ujawniło się bólem i sztywnością. To tylko przykład profilaktyki, na co dzień, która zminimalizuje skutki przeciążeń powstałych w trakcie użytkowania. Wydawałoby się oczywista oczywistość, ale nie każdy o tym pamięta.
W związku z coraz większymi wymaganiami, jakie stawiamy naszym wierzchowcom, musimy pamiętać o dodatkowym wspomaganiu ich organizmu – absolutnie nie mam tu na myśli środków dopingujących! Konie w naturze nie miały problemów z plecami, ze ganaszowaniem szyi czy podstawianiem zadu. Nikt nie wymagał od nich skoków przez przeszkody, często tak wysokich jak one same, nie zmuszał do ciągłego biegu na dystansie 150 km czy pracy w ciągłym zebraniu. To my, ludzie, zmuszamy ich ciało do wykonania ekstremalnego wysiłku w nienaturalnej pozycji. Nie neguję całego sportu jeździeckiego, gdyż sama posiadam konia, a jazda na jego grzbiecie jest jedną z największych przyjemności, jaką można w życiu doświadczyć. Chcę tylko zwrócić Waszą uwagę na potrzeby koni, nie tylko te bytowe takie jak jedzenie i picie, ale te potrzeby, które powstały w wyniku ich użytkowania przez człowieka. Fizjoterapia to nie jest zabieg SPA, który jako coś dodatkowego i zbytecznego może uszczęśliwić naszego konia. To konieczne minimum, które utrzyma naszego konia w zdrowiu i kondycji. Bardzo dużo mówi się o dobrostanie koni, o tym jak powinna wyglądać i funkcjonować stajnia, jak powinien być prowadzony trening. Czas najwyższy, aby do określenia „Dobrostan koni” wprowadzić nowe pojęcie. Fizjoterapia koni powinna być nieodłącznym elementem ich dobrostanu! Najlepsza pasza, najładniejsze derki czy największy boks nie zastąpią rehabilitacji, której potrzebuje 99,9 % koni użytkowanych przez człowieka. Świadomość jeźdźców w naszym kraju mocno się rozwinęła w ciągu ostatnich lat. Daleka jeszcze droga przed nami, wiele lat upłynie zanim powstanie pierwsze centrum rehabilitacji koni ze specjalistami z prawdziwego zdarzenia, póki jednak nie dysponujemy basenami z wodą morską, możemy korzystać z tego, co najprostsze i w zasięgu naszej ręki. Najważniejsze jest czujne oko właściciela, świadomy dotyk i postrzeganie konia jako istotę żywą, a także szybka reakcja w przypadku zauważonych nieprawidłowości. Czasami wystarczy wetrzeć maść rozgrzewającą, schłodzić obolałe miejsce, dać chwilę oddechu, a koński organizm szybko poradzi sobie z bólem i dyskomfortem.
Paulina Puchała
www.paulinapuchala.com
Książka Pauliny Puchały pt. „Masaż konia receptą na zdrowie!” jest dostępna w naszym sklepie internetowym.
Komentarze