
Wywiad z Tomaszem Chabowskim
Wywiad z Tomaszem Chabowskim – Mistrzem Polski Amatorów w powożeniu zaprzęgami parokonnymi
1. Porównując ludzi uprawiających różnego rodzaju jeździectwo, powożenie nie jest tak popularne w Polsce jak na przykład skoki przez przeszkody. Skąd, zatem wzięło się u Pana zamiłowanie do powożenia?’Moje zamiłowanie do powożenia okryłem całkiem niedawno, jakieś 5 lat temu. Wcześniej próbowałem sił w skokach przez przeszkody. Nie czułem się w tej dyscyplinie jednak zbyt dobrze, nie był to mój „konik”.
2. Kiedy wystartował Pan po raz pierwszy? Od razu poczuł Pan, że powożenie to jest ta dyscyplina jeździecka, którą chce Pan uprawiać?
Mojego pierwszego startu nie pamiętam dokładnie. To było kilka lat temu. Poniosłem raczej porażkę niż odniosłem sukces, jednak musiałem od czegoś zacząć. Kiedy rozpoczynałem przygodę z powożeniem jeździłem jeszcze pod kątem skoków przez przeszkody. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zamiast siodła będę wskakiwać na kozioł.
3. Jak dobiera Pan konie do zaprzęgu? Są to konie hodowli polskiej czy zagranicznej? Czy szkoli je Pan od początku czy korzysta Pan z przygotowanych już koni?
Niestety nie dobierałem koni, miałem już je, gdy zacząłem powozić. Gdybym mógł wybrać wziąłbym konie zwinne, spokojne, zrównoważone, które wzbudziłby zaufanie. Konie, którymi powożę są hodowli holenderskiej. Są to konie rasy fryzyjskiej. Kiedy rozpoczynałem z nimi pracę były już przyuczone do zaprzęgu, lecz nie były przygotowane do zawodów typu maraton czy konkurs zręczności. Trzeba było nauczyć je wjeżdżać w kegle i przeszkody.
4. Czy powożenie jest niedostatecznie promowane w naszym kraju? Jakie ma Pan spostrzeżenia na ten temat? Czy ma Pan pomysły jak można wypromować lepiej dyscyplinę powożenia?
Moim zdaniem powożenie w Polsce, nie jest tak dobrze wypromowane jak inne dyscypliny jeździeckie. Oczywiście mamy takie imprezy jak Cavaliada, gdzie z keglami i przeszkodami zmagają się najlepsi powożący w kraju, którzy przy tym wszystkim nie zapominają o kontakcie z publicznością zabawiając i motywując do dopingowania podczas swoich przejazdów. Mamy również międzynarodowy konkurs tradycyjnego powożenia, gdzie liczy się elegancja, styl oraz zręczność powożącego. Wszystko to niestety odbywa się na południu Polski. Na północy zawody zaprzęgowe to rzadkość. Jeśli chodzi o wypromowanie powożenia, szczególnie na Pomorzu, trzeba zachęcić publikę nie tylko zręcznością powożenia, ale również dostarczaniem wrażeń i emocji podczas przejazdów. Jest jeden mankament w takich zawodach, nikt nie zrobi maratonu, gdy z góry wiadomo ,że większość startujących powożących nie wie jak się wjeżdża w takie przeszkody i jak trzeba się ubrać. Maraton jest bardziej niebezpieczny niż same kegle.Sam konkurs zręczności powożenia, czyli kegli byłby miły i przyjemny dla publiczności gdyby powożący ubrał się odpowiednio do tego typu konkursu. Widać różnicę pomiędzy powożącym, który ubrał się w garnitur, kapelusz i wziął do ręki bata, a człowiekiem, który wziął przysłowiową Baśkę.Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, kto stawia takie kegle. W powożeniu podobnie jak w skokach przez przeszkody ważne są metry, odległości oraz gra „fair play”. Kiedyś brałem udział w rywalizacji, gdzie w jednej konkurencji startował kucyk, singiel oraz para dużych koni. Jakby porównać wagę piórkową do wagi ciężkiej. Para dużych koni czy też jeden duży koń, nie ma szans wygrać z kucykiem.
5. Kto jest Pana mentorem? Idolem do naśladowania, jeśli chodzi o dyscyplinę powożenia?
Jeśli chodzi o idola to jest nim Vice Mistrz Świata Bartłomiej Kwiatek, dla którego powożenie jest wielką pasją, kocha to co robi i bawi się przy tym. Chciałbym również wspomnieć, że Pan Bartek jeździ nie tylko singlem, ale także parą. Ostatnio widziałem go na zawodach jak powoził czwórką koni. Zaskoczeniem dla mnie było, że sam wybrał i przygotował te konie. Powożącego zaprzęgiem parokonnym mamy okazję zobaczyć go na Cavaliadzie. Nie jest to jedyny zawodnik, którego cenię ale ten Pan mi najbardziej zaimponował.
6. Niedawno uczestniczył Pan w kursie powożenia z Bartłomiejem Kwiatkiem. Czy mógłby Pan podzielić się swoimi wrażeniami?
Oczywiście jak najbardziej. Dla mnie była to praca, ale też dużo nauki. Każdego kto zaczyna z powożeniem pierwsze kroki jak najbardziej zachęcam do odbycia takiego kursu. Nie jest to sama teoria, ale także ujeżdżenie, rozluźnienie koni czy jazda na trasie maratonu. Nie musi być to Pan Bartek Kwiatek, myślę ,że wystarczyłby zawodnik, który już jeździ konkursy zaprzęgowe. Podczas szkolenia z Panem Barkiem w Książu bardzo dużo nauczyłem się o swoich koniach Zdziwiło mnie to, że Pan Bartek zmienił w moim zaprzęgu między innymi odległość lejc oraz rozluźnił ścięgierze. Konie od razu zrobiły się bardziej rozluźnione i lepiej mi się pracowało z nimi. Bez wątpienia ręka zawodowca wiele pomaga i serdecznie polecam wyjazdy, szczególnie ze swoimi zaprzęgami na takie kursy, bo naprawdę wiele można się nauczyć oraz nabrać doświadczenia.
7. Jak nauczył się Pan powozić konie? Czy uczestniczył Pan w specjalnym kursie? Czy uczył się od kogoś, czy był Pan samoukiem?
Powozić nauczył mnie tego ojczym oraz mój trener od skoków, byłem też takim trochę samoukiem. Zaczynałem od starej bryczki, której szory pamiętały PRL, a konie też nie potrafiły dobrze chodzić w zaprzęgu. Później podpatrywałem innych powożących, rozmawiałem z nimi, pytałem się co i jak robić. Gdy pierwszy raz uczestniczyłem w jednym z kursów, Pan Irek Kozłowski nauczył mnie podstawowych rzeczy typu bat zawsze w ręku, nakrycie głowy niezbędne oraz schludny ubiór i zrównoważona jazda. Potem przez kilka lat sam się doszkalałem. Do teraz się uczę, ale już innych rzeczy takich jak dobre wjechanie w przeszkodę, aby jej nie rozmontować, nie wywrócić bryczki i zmieścić się w czasie.
8. Czy zdarzył się Panu kiedyś wypadek podczas powożenia?
Tak jak w skokach, WKKW , czy rzadziej w ujeżdżeniu w powożeniu zdarzają się wypadki, upadki. Tak, zdarzyło mi się kilka wypadków, parę groźnych, innych mniej, ale to bardziej ze własnej głupoty niż z winy koni.Zaliczyłem już słupy, drzewka, drzewa, ale nigdy nie zdarzyło mi się ewakuować z bryczki. Chciałbym przestrzec ludzi, którzy jeżdżą lub dopiero zaczynają powozić, jest to świetny sport, w którym biorą udział zwierzęta. Mój trener powiedział mi kiedyś: „Pamiętaj Tomek koń to nie rower”. Trzeba pamiętać o roli luzaka. To właśnie on pomaga nam z tyłu, gdy sami nie jesteśmy pewni konia, którym powozimy. Jest niezbędny, szczególnie w ekstremalnej sytuacji. Należy pamiętać również o tym, że luzak na zawodach jest nieodłączną częścią zaprzęgu. Przy pracy z końmi zachowajmy zawsze trzeźwy umysł.
9. Czy prowadzi Pan treningi?
Tak, prowadzę treningi dla osób chcących spróbować swoich sił w powożeniu oraz dla osób, które chcą podszkolić siebie oraz swoje konie w zręczności powożenia, maratonu, czy ujeżdżenia.
Dziękuję za rozmowę
Katarzyna Krynicka
Portal Jeździecko-Turystyczny Zabookuj.eu
Komentarze